W tych trudnych latach, kiedy wielu ludzi odsunęło się od artysty, a jeszcze bardziej on sam odciął się od świata, zamykając się w samotności – twórczość jego nie uległa załamaniu, lecz znacznie się pogłębiła. Z płócien Rembrandta znikają sceny radosne, zgiełkliwe, dynamiczne, czyli – jak to słusznie zauważono – kończy się barokowy okres twórczości artysty. Następują czasy uciszenia, introspekcji, oglądania świata i ludzi nie od strony zewnętrznej, lecz szukanie tego, co jest ogólnoludzkie – najgłębszej istoty człowieczeństwa.
Najwyraziściej odbiło się to w sztuce portretowej. Powstają wówczas liczne autoportrety, coraz wnikliwsze, coraz bardziej tragiczne, stwierdzające nie tylko postępującą deformację rysów, lecz również utrwalające wewnętrzny dramat artysty. Powstają też portrety osób najbliższych, a więc Tytusa, Hendrickje, która poza tym pozowała mistrzowi do kompozycji biblijnych (Betsabe, Zuzanna i starcy), a wreszcie bardzo wymowne i wnikliwe portrety brata malarza. Te ostatnie wiążą się z pewną teorią Rembrandta, który – jak niegdyś Dur er – doszedł do wniosku, że dla portrecisty znacznie ciekawsza jest twarz człowieka starego niż młodzieńca, gdyż w rysach jego zapisały się przeżycia wewnętrzne, które narastając w ciągu lat wycisnęły na twarzy niezatarte piętno.
Jednym z najpiękniejszych dzieł tego rodzaju jest pochodzący z 1654 r. Portret starca, zwany też Portretem rabina – z Galerii Drezdeńskiej. Starzec, z wielką patriarchalną brodą, posiada oczy, które wiele rzeczy widziały i wiele zrozumiały (il. 65). Obraz ten niegdyś był w polskich zbiorach królewskich – do Drezna wywiózł go August Mocny w 1722 r. Do czołowych osiągnięć artystycznych należy też portret Jana Sixa (1654 r.), dawnego przyjaciela Rembrandta, wybitnego działacza społecznego w Amsterdamie. Malarz ukazał go w momen- cie, kiedy machinalnie ściąga rękawiczki, zapewne za chwilę wystąpi publicznie w jakiejś ważnej sprawie, bo oczy utkwione w jeden punkt, jakby nieobecne, wyrażają intensywne skupienie myśli.