Ucieczką od rzeczywistości jest dla niego_ WschócL-jdzieki szkicom zebranym w ciągu kilku tygodni pobytu w Afryce, przedłuży niejako ten pobyt o trzydzieści lat. Z albumów tych szkiców czerpać będzie systematycznie tematy: mężczyźni i kobiety (Kobiety algerskie, WesgLeżydowskie w Maroku, Mulay Abd-er-Rahman), pejzaże (Brzegi UedSebu), wreszcie – pod koniec życia -.zwierzęta (Polowania na lwy).
Najchętniej jednak ucieka w przeszłość. Nie pragnie jej wcale wskrzesić, jak Michelet, Flaubert czy Delaroche. Szuka w niej tylko symbolów. Malowidła w bibliotecŁ-Pałai&_fipurbon są historią kultury aż do okresu, w którym symbol musiałby narazić się na ryzyko natrafienia na zbyt konkretną rzeczywistość. Pomiędzy dwiema konchami, gdzie Orfeusz i Attyla reprezentują alfę i omegę historii, pięć kopuł z malowidłami opowiadającymi wielkie wzloty ludzkiego ducha: poezji, teologii, prawodawstwa, filozofii, nauk przyrodniczych. Rozległość tego programu może być porównana tylko ze summami średniowiecza: wykracza ona nawet poza rafaelowską Stanza della Segnatura w Watykanie. Symboliczne są także freski w kościele S. Sulpice: Walka Jakuba z Aniołem i Wypędzenie Heliodora ze świątki. Nie ma tu nic z ilustracyjnej banalności: jest to upamiętnienie walki człowieka z przeznaczeniem i końcowego zwycięstwa Boga nad siłami zła.
Wreszcie każdy z obrazów Delacroix stanowi dla oka tę radość, jaką uważa on za cel malarstwa. Osiąga ten cel przede wszystkim przez kolor, zasadniczy element, któremu poświęcone są całe stronice Dziennika. Szybko’ przeszło u niego zamiłowanie do asfaltów. Ulubionymi jego farbami są kadmium, cynober, kanarkowa, później niebieska. Ale nigdy nie są one czymś, co wystarcza samo dla siebie. Jak muzyka, tj. następstwo i zgodność tonów, malarstwo jego jest melodią i harmonią. Delacroix wie, że barwy wiążą się wzajemnie ze sobą, że się przenikają dzięki refleksom. Wedle swej woli roztacza na powierzchni płócien zestawienia kolorów i dla tej konstrukcji barwnej nie obawia się wymyślać nawet tego, czego nie znajduje w naturze: nawet fioletowych czy różowych koni, jeśli zajdzie tego potrzeba. Zwartość kolorystyczna jego płócien jest taka, że jeśli usuniemy z nich jeden element, obraz jako całość przestaje harmonizować. „Jeśli zasłonimy sztandar trójkolorowy w rękach Wolności, pozostają same tylko szarości i obraz się wali“ (R. Schneider). Czasem, zamiast mieszać farby na palecie, Delacroix kładzie je obok siebie lub miesza na płótnie. Dotknięcie pędzla „jest takim samym środkiem do oddania myśli w malarstwie, jak każdy inny“: nie jest to warstwa barwna, ścisła i więcej lub mniej lśniąca, jak u Davida lub Ingresa, ale materia malarska bogata, choć niekoniecznie bardzo grubo kładziona, nie mająca nic wspólnego z jednostajnym powlekaniem powierzchni obrazu, dzięki swym rozmaitym zestawieniom dająca wrażenie świeżości i radości.