Tak to w życiu państw, narodów, instytucji i poszczególnych ludzi tej epoki występują kontrasty, przeciwieństwa, dwulicowość. Człowiek baroku – to przede wszystkim pozer grający różne role, zależnie od okoliczności, w stosunku do otoczenia, a nawet wobec samego siebie. Widać to nie tylko w życiu, ale i w piśmiennictwie ówczesnym. Dwa najintymniejsze rodzaje literackie – liryka i pamiętnik – pełne są pozerstwa, maskarady, aktorstwa, odgrywania ról, w których autorowi (w jego pojęciu) jest najbardziej do twarzy. Człowiek barokowy ma na zawołanie płacz i śmiech, „dyssymuluje”, czyli udaje, żądny jest ustawicznych zmian, zaskakujących sytuacji, niespodzianek, niezwykłości. Życie traktuje jak teatr, w którym siebie widzieć pragnie w roli aktora.
Nie jest rzeczą przypadku, że jedną z najpoczytniejszych książek doby baroku były Przemiany Owidiusza, tłumaczone chyba na wszystkie języki europejskie. Ten utwór, w którym bogowie i półbogowie antyczni przechodzą różne metamorfozy, nie tylko stał się główną podstawą libretta operowego zarówno we Florencji, jak w Paryżu czy w Warszawie, nie tylko inspirował sztuki plastyczne (Apollo i Dafne Berniniego), ale stał się jakby drugą Biblią ówczesnego człowieka. Przecież po dworach monarszych i możnowładczych w Niemczech i w Polsce, a nawet w kamienicach patrycjatu miejskiego w Holandii (tak pozornie nie barokowej) ulubioną zabawą towarzyską było tzw. gospodarstwo: zabawa polegała na tym, że zebrani ciągnęli losy z rolami, jakie im przypadną do odegrania (gospodarza, kupca, żołnierza, żebraka itp.), po czym przebierali się w odpowiednie kostiumy i przez resztę wieczoru starali się grać jak najwierniej przypadające im role, „aby wszystko – jak pouczał Baldinucci – było fikcyjne, a zdawało się prawdziwe”. To ostatnie zdanie przywodzi już na myśl teatr.